SadurSky blog

Od teraz na www.czlowiekpolnocy.blogspot.com!

Amerykański kopciuszek

To, co wydarzyło się na trasie wtorkowego biegu kobiet na 10 km techniką dowolną w Falun, pozostanie w mojej pamięci jako wielka niespodzianka. Choć z pewnością Norwegowie woleliby określenia typu "tragedia" lub "katastrofa". Trudno im się dziwić, bowiem na tym dystansie przez cały sezon zawsze bywała na podium przynajmniej jedna reprezentantka tego kraju. Tymczasem na Mistrzostwach Świata próżno szukać Norweżek w pierwszej, a nawet w drugiej dziesiątce! "Co się stało?", zapyta pewnie każdy, kto nie widział tego biegu. "Czyżby zamknęli wszystkie apteki z lekami na astmę?", zapytają złośliwcy. Odpowiedź zna jednak najbardziej obiektywne źródło, czyli historia.

Zna ona już takie przypadki, w których faworyci zajmowali dalekie miejsca. Książkowym wręcz przykładem takiej sytuacji jest bieg na 15 km techniką dowolną w Sapporo na MŚ w 2007 roku. Wówczas startujący z niższymi numerami zawodnicy, a wśród nich znany nam doskonale biathlonista Lars Berger, biegli w zupełnie normalnych warunkach. Tymczasem tuż przed startem grupy faworytów, rozstawionych z wysokimi numerami, rozpętało się prawdziwe piekło dla serwisantów przygotowujących narty. Zaczął padać gęsty i mokry śnieg. Każdy, kto choć trochę biega na nartach, doskonale wie, co to oznacza. I tak oto, biegnący w normalnych warunkach Lars Berger, został mistrzem świata, a faworyci, tacy jak Vincent Vittoz (i startujący wtedy również Ole Einar Bjoerndalen), nie mieli najmniejszych szans na równą walkę. Ktoś powie, że smarowanie jest rzeczą drugorzędną i jak ktoś jest mocny, to wygra nawet ze słabymi nartami. Niestety, nie na tym poziomie rywalizacji, gdzie stawka jest naprawdę wyrównana. Dla przypomnienia, film poniżej.


Wróćmy jednak do Falun, 24 lutego 2015. Śnieg zaczyna padać nieco po starcie pierwszych zawodniczek. Przy dzisiejszych prognozach pogody, takie coś nie powinno być zaskoczeniem. A na pewno nie dla zespołu najlepszych smarowaczy na świecie, jakim może pochwalić się Norwegia. Jak się jednak okazało, nawet 15 osób znających doskonale swój fach, jest w stanie popełnić błąd. Åge Skinstad, szef kadry Norwegii twierdzi jednak, że tak nieszczęśliwe dobranie sprzętu (struktur i smarów) jest mało prawdopodobne. Inni myślą zupełnie inaczej. Były norweski biegacz- Sindre Wiig Nordby, zdecydowanie obwinia zespół techników, wytykając im błąd niesprawdzenia szczegółowej prognozy pogody. Według serwisu yr.no, z którego korzysta kadra Norwegii, śnieg miał zacząć padać zaraz po starcie zawodów. O ile można było mieć co do tego wątpliwości, bo wcale tak nie wyglądało, o tyle nieprzygotowanie "planu B" jest mocno zastanawiające. Tym bardziej, że norweskie zawodniczki szczególnie odstawały od reszty. Można powiedzieć, że biegły w podobnych warunkach, jak zwyciężczyni Charlotte Kalla. Nie było nawet tak drastycznej zmiany pogody, jaką widzieliśmy w Sapporo przed laty. Tak, czy inaczej, skutek był opłakany- 22. miejsce Heidi Weng, 27. Therese Johaug, 29. Ragnhild Hagi, 31. Marit Bjoergen i 33. Astrid Uhreholdt Jacobsen. Norwegia nie była jedyną nacją, która zaliczyła nieudany występ. Również serwismeni Niemiec popełnili błąd przy doborze smarów.
Te nieprawdopodobne wyniki pozostaną na zawsze w pamięci Norwegów.
Czy można było tego uniknąć? Oczywiście, a najlepszym dowodem jest postawa Amerykanek. Potwierdzają to wiadomości z obozu techników USA oraz, rzecz jasna, wyniki. Startująca z numerem #3, brązowa medalistka Caitlin Gregg nie dość, że miała świetnie przygotowane narty, to jeszcze biegła w dobrych warunkach, kiedy padający śnieg nie zdążył spowolnić trasy. Kolejną medalistką zza oceanu była Jessica Diggins, startująca nieco później, z numerem #37. Jej narty również świetnie jechały, zwłaszcza pod koniec biegu. Ostatnia z reprezentantek USA na liście startowej- Elizabeth Stephen (#53) uplasowała się na 10. miejscu. Biegła już w gorszych warunkach, a mimo to znalazła się w pierwszej dziesiątce, jako ostatnia z zawodniczek z wysokim numerem startowym.
Trzy reprezentantki USA w pierwszej dziesiątce, a czwarta na 15. miejscu (Kikkan Randall). Również niecodzienny widok.
Poza konkurencją wydawała się być we wtorek Charlotte Kalla. Od samego początku narzuciła wysokie tempo i utrzymała je do końca. Nawet warunki jej nie przeszkodziły, a narty były tego dnia przygotowane prawidłowo. Być może nie tak dobrze, jak w przypadku Amerykanek, ale ewentualne niedociągnięcia nadrobiła swoją formą. Wszystko wyglądało podobnie, jak w ostatnim biegu przed Mistrzostwami Świata. W Oestersund Kalla również nie dała szans rywalkom. Tym razem zmieniła się tylko ich narodowość. Norweżki zostały zastąpione przez Amerykanki.
Szczęśliwe podium. Od lewej: Diggins, Kalla, Gregg.
Wielkie imprezy uwielbiają zaskakiwać. Tym razem o zwrot akcji rodem z baśni zatroszczyła się pogoda. Mimo to, kolejna po Igrzyskach Olimpijskich w Sochi wpadka serwisantów Norwegii może zastanawiać. Najwidoczniej czasem nawet najlepszych opuszcza szczęście. Wtedy na nic zdają się gigantyczne nakłady finansowe przeznaczane każdego sezonu na badania śniegu i smarów. Podobnie jak ogromna ciężarówka techników przygotowujących narty, która tym razem przegrała z ciasnym kontenerem Amerykanów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz